piątek, 25 listopada 2016

Kapral Jan Labrzycki otrzymał powołanie pod koniec sierpnia 1939 roku...

 *Maciej Krzyżański

W sierpniu 1939 roku wielu mieszkańców Puszczykowa zostało zmobilizowanych do Wojska Polskiego. Przyczyną była napięta sytuacja międzynarodowa. Hitlerowskie Niemcy przygotowywały się do wojny z Polską. Koncentrowały wojska wzdłuż całej wspólnej granicy. Podobne działania podejmowało ZSRR pod rządami Józefa Stalina.   

Kapral Jan Labrzycki otrzymał powołanie pod koniec sierpnia 1939 roku. Pożegnał się z żoną Janiną i małymi synkami - Zeniem oraz Władziem - i razem z kolegą z Puszczykowa, kapralem Szczepanem Lewandowskim, ruszył na wschód. Obaj zostali wcieleni do plutonu łączności 24 pułku piechoty w Łucku.
Oddziały łuckiego pułku przemaszerowały do Włodzimierza Wołyńskiego, gdzie dotarła do nich wiadomość o zaatakowaniu przez ZSRR Polski od wschodu. Wojska niemieckie dotarli już do rzeki Bug. Zdecydowano się na rozproszenie oddziału. Jan Labrzycki z kolegami przeprawił się przez Bug i dotarł do majątku Romualda Świeżawskiego w Miętkiem.
W niedzielę 24 września kwaterujących we dworze i parku Polaków zaatakowali żołnierze Armii Czerwonej. Potyczka trwała około pół godziny. Zginęli polscy żołnierze, którzy jednak zdołali zabić też kilku czerwonoarmistów. Polacy poddali się wobec zdecydowanej przewagi żołnierzy sowieckich. 
Szeregowców oddzielono od oficerów i podoficerów. Tych ostatnich wyprowadzono na ściernisko. Stanęli nad rowem melioracyjnym, gdzie dokonano masowej egzekucji. 

Przeżył Szczepan Lewandowski, który relacjonował: "Usłyszałem salwę. Patrzę jak pada jeden, a potem drugi kolega. Kiedy przewrócił się czwarty, upadłem i ja. Chociaż nie zostałem nawet ranny, leżałem nieruchomo. Po chwili usłyszałem trzask pojedynczych wystrzałów. To dowodzący egzekucją Ukrainiec szedł z naganem w ręku i dobijał rannych. Pomyślałem "O Jezu, to już koniec” Słyszałem, jak podszedł i stanął nade mną. Poszarpał mnie za polowy mundur i chwycił za koszulę. Nie drgnąłem i nadal udawałem martwego. Pociągnął za cyngiel, ale zamiast strzału usłyszałem krótkie "pyk”. Nie miał już nabojów. Zawołał na jednego ze swoich żołnierzy i kazał mnie dobić. Tamten odpowiedział, że też nie ma już amunicji. Podobny rozkaz wydał następnemu. Ten strzelił mi między nogi, w pobliżu krocza, ale nadal żyłem. Nawet mnie nie drasnął.

Pan Lewandowski wrócił do Puszczykowa i powiedział mamie o tym, że ojciec zginął pod Hrubieszowem - wspomina 70-letni Zenon Labrzycki, młodszy syn Jana (starszy, Władysław, zmarł w 1943 roku w wieku ośmiu lat).
Wiadomo, że zginęło 14 polskich żołnierzy, wśród których był kapral Jan Labrzycki. 

Mieszkańcy Miętkiego, ze względu na warunki wojenne zakopali zabitych w zbiorowej mogile na miejscowym cmentarzu prawosławnym. Prochy ekshumowano w roku 2008, a rok później uroczyście pochowano w Kwaterze Wojskowej na cmentarzu w Mirczu.

Źródło: 

http://www.dziennikwschodni.pl/magazyn/drugi-pogrzeb-dziadka,n,1000078809.html
Nagranie audycji "Przeżyłem własną śmierć”, która wyemitowano 4.09.1993 r. w Radiu Poznań.
 http://lubiehrubie.pl/region/73-rocznica-mordu-zolnierzy-wojska-polskiego-w-mietkiem
Zdjęcia  UG Mircze

*Maciej Krzyżański - miłośnik historii Puszczykowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz