List kieruję do Adama Wajraka, który jest moim autorytetem w sprawach przyrody.

Jakie jest Pana zdanie na temat masowego pakowania liści do worków foliowych. Zdjęcie, które załączam, zrobiłam w miejscowości pod Łodzią o nazwie Sokolniki Las. Rosną tam głównie sosny, dęby i brzozy. Są zdrowe, nie mają żadnej zarazy, więc i liście nie mają widocznych szkodników (jak np. powszechnie kasztanowce, które chorują i trzeba ich liście ew. palić).

Jesienne porządki to setki worków przed domami (u sąsiadów naliczyłam 65 po jednym tylko pracowitym sprzątaniu). Przy grabieniu ludzie zwykle nie oszczędzają także leśnego poszycia, ono też jest pakowane do wora. Czy to konieczne?

Jak przeżyją zimą jeże, ptaki, małe gryzonie itp.?

Dziękuje, gdyby Pan zechciał odpowiedzieć, bo może niepotrzebnie się tym tak przejmuję. Ewa Z. (nazwisko znane redakcji)

Wajrak: Liści nie grabię

Szanowna Pani, tak się składa, że liści u siebie w ogrodzie nie grabię. Przyznaję, że na początku nie robiłem tego z lenistwa, ale ma to głęboki ekologiczny sens.

Moje liście gniją sobie spokojnie przez jesień, zimę i wiosnę, i zupełnie nie przeszkadzają rosnącej później trawie, a dzięki temu mam wspaniałe bogactwo przyrodnicze tuż koło domu.

Niestety jesienią większość posiadaczy ogrodów, nawet tych na działkach leśnych, chwyta za grabie i czyści. Tysiące ton liści albo lądują w kompostowniach, albo co gorsza są palone. Tylko, że w ten sposób robimy z naszych ogrodów biologiczne pustynie.

Piszę o liściach, bo wielu czytelników pyta mnie, dlaczego w ich ogrodach nie ma ptaków, choć są w nich budki, karmniki i poidła. Może dlatego, że ogrody są sterylne, a tego ptaki nie lubią.

Liście to nie śmieci, ale ważny składnik ekosystemów. W normalnym lesie liściastym co roku na jeden hektar opada od 15 do 30 ton liści. Tak powstaje ściółka. Liście i to wszystko, co się w nich znajduje - martwe niewielkie zwierzęta, odchody oraz drobne gałązki, owoce i nasiona - to źródło składników odżywczych oraz chroniąca glebę przed wysychaniem i mrozami kołdra. To miejsce życia bakterii, grzybów, pierwotniaków, mięczaków, pierścienic, pajęczaków i owadów. Na jednym metrze kwadratowym leśnej ściółki może żyć ok. 1,5 mln roztoczy tylko jednego gatunku.

To, co się dzieje w ściółce, jest też szalenie ważne dla ptaków, takich jak strzyżyki, rudziki, kosy, drozdy. One szukają tam bezkręgowców, czyli pokarmu. Sójki nie tylko przeszukują ściółkę, ale też chowają w niej pokarm, np. żołędzie, i tak rozsiewają dąb. Grzebać w ściółce lubią też gawrony i orzechówki.

Liście to także schronienie dla gryzoni, płazów i gadów. W parkach, w których grabione są liście, nie występują puszczyki. Związek sowy z liśćmi jest bardzo prosty - puszczyki uwielbiają jeść gryzonie.

A palenie liści to już zbrodnia. Nie dość, że zabijamy miliony organizmów, to jeszcze puszczamy do atmosfery węgiel ocieplający klimat. To niewielkie ilości, ale lepiej by było, żeby zostały zmagazynowane w glebie, a nie ulatywały w powietrze.

Jedyny wyjątek od reguły niegrabienia i niepalenia powinny stanowić liście kasztanowców, w których zimują larwy szrotówka - owada, który stał się ostatnio przekleństwem tych drzew.

No i jeszcze jedna rzecz. Otóż tam, gdzie nie grabimy, psie kupy znikają o wiele szybciej. Są po prostu sprawniej rozkładane.
Pozdrawiam serdecznie
Adam Wajrak